1 czerwca to data w Polsce powszechnie znana. Pewnie pierwsza, która z przyjemnością zapamiętują już 3 letnie maluchy. Zawsze w parze z tym dniem można przeczytać całe mnóstwo tekstów na temat praw dzieci. Ale zaraz zaraz… Moje dziecko ma swoje prawa. A gdzie obowiązki dziecka i moje prawa?
Dzieci głosu nie miały
Prawa dziecka – mimo, że to niezwykle ważne i potrzebne sprawy – dopiero stosunkowo niedawno stały się tematem podejmowanym na arenie międzynarodowym. Przez szereg wieków, aż do początków XX w., dzieci były uznawane za własność dorosłych i nie posiadały prawa do decydowanie o czymkolwiek. Dopiero refleksje nad prawami człowieka zapoczątkowały pierwsze ruchy na temat ochrony praw dziecka. I nawet cały ten ruch zaczął się prężnie rozwijać (Children Act z 1908 r., powołanie Międzynarodowego Związku Pomocy Dzieciom UISE w 1920 r., Deklaracja Praw Dziecka z 1924 r.), jednak przerwała go wojna.
Po wojnie temat powrócił – sprawę przejęła Organizacja Narodów Zjednoczonych wraz z UNESCO. Już w 1946 r. powstał UNICEF, czyli Międzynarodowy Fundusz Narodów Zjednoczonych Doraźnej Pomocy Dzieciom. Dopiero w 1959 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło Deklarację Praw Dziecka, jednak nigdy nie uzyskała ona mocy obowiązującej. Za formalny początek Praw Dziecka uznajemy dopiero Konwencję o Prawach Dziecka z 1989 r., uchwaloną w ramach ONZ.
W konwencji zapisane są prawa do:
- życia i rozwoju, do tożsamości, obywatelstwa
- swobody myśli, sumienia i wyznania wyrażania poglądów, w tym w postępowaniu administracyjnym i sądowym
- ochrony życia prywatnego, rodzinnego, domowego, tajemnicy korespondencji
- wychowania w rodzinie i kontaktów z rodzicami w przypadku rozłączenia z nimi, prawo poznania rodziców, jeżeli to możliwe
- wolności od tortur, poniżającego traktowania, przemocy fizycznej lub psychicznej, wyzysku, nadużyć seksualnych
- odpowiedniego do wieku i stopnia rozwoju traktowania w ramach postępowania karnego
- prawa społeczne, w tym prawo do odpowiedniego standardu życia, opieki w instytucjach i zakładach, ochrony socjalnej, ochrony zdrowia, rehabilitacji społecznej i zdrowotnej
- ochrony przed wyzyskiem ekonomicznym, podejmowaniem pracy w zbyt wczesnym wieku
- wypoczynku i czasu wolnego
- dostępu do informacji i materiałów pochodzących z różnych źródeł
- nauki, w tym prawo do bezpłatnej i obowiązkowej nauki w zakresie szkoły podstawowej
To tyle z historii praw dziecka. Jeśli chcielibyście bardziej się zagłębić w te tematy, polecam zapoznać się ze stroną UNICEF-u: Prawa dziecka
Ja jednak skupię się bardziej na teraźniejszości. W dzisiejszym świecie już nikt nie podważa praw naszych najmłodszych obywateli – do tego stopnia, że już przedszkolaki są o nich uczone. Zmieniło się tylko jedno. Dziś na szczęście w Polsce już nie mówimy o prawach dziecka w kontekście wojen czy wyzysku. Teraz tematem numer jeden jest prawo do prywatności, tajemnicy korespondencji czy wolności (jakkolwiek to brzmi w ustach chociażby 5 latka). I odnoszę nieodparte wrażenie, że gdzieś po drodze zgubiliśmy ten prawdziwy sens praw dziecka. Ale od początku.
Wyjdź z mojego pokoju! Mam prawo do prywatności!
Na pewno niejeden rodzic słyszał taki tekst. Ja co prawda jeszcze nie, bo póki co w domu mam tylko maluchy, mimo wszystko sądzę, że prędzej czy później taki dzień nastąpi. Coraz częściej jednak słyszę, że takie sformułowania stają się domeną kilkulatków, nie nastolatków jak kiedyś. Co począć? Z czego to wynika?
Dla mnie odpowiedź jest jasna. Dajemy dzieciom mnóstwo wolności, praw i przywilejów (nie mówię, że to źle), a nie dajemy wymagań. Albo inaczej – wymagamy zbyt mało. Prosty przykład. Jakiś czas temu zafascynowała mnie pedagogika Marii Montessori. Słyszeliście o niej? Najprościej rzecz ujmując polega ona na indywidualnym podejściu do każdego dziecka, opartym na bacznych i kompleksowych obserwacjach. To tak zwane podążanie za dzieckiem, zamiast uczenia. I biorąc pod uwagę te założenia jestem cała za nimi, to już w trakcie wprowadzania ich w życie na moich dzieciach, zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Bo z jednej strony dajemy dziecku wolność, możliwość wyboru, nie przymuszamy do niczego (wszystkie zachowania dziecka mają wynikać z jego wewnętrznej motywacji), a z drugiej zaś nie zwracamy uwagi na innych – dorosłych – ludzi, którzy potem muszą z naszym dzieckiem żyć.
Uważam więc za ogromnie ważne, aby jednak pokazywać dzieciom i wymagać – tych najprostszych rzeczy: mówienia dzień dobry, dziękuję, poszanowania własności innych… To naprawdę proste, ale skąd nasze dzieci mają wiedzieć, że tak trzeba, jak im tego nie powiemy? Jasne, z obserwacji też. Ale według mnie wymagania wobec dzieci są fundamentalną kwestią, aby wykształcić ich na mądrych, wrażliwych i kulturalnych młodych ludzi.
Dziecko ma swoje prawa i wolność. Ja też.
Jak to się ma do kwestii praw dziecka? Jeśli nie nauczymy dziecka granic, nie możemy oczekiwać, że będzie je znać. To nie jest tak, że człowiek ma tylko prawa. PRAWA I OBOWIĄZKI. Jestem pewna, że jeśli nauczymy dziecko szacunku – do siebie, rodziców, pani w przedszkolu, w sklepie i generalnie do świata – będzie zarówno jemu łatwiej w życiu, jak i innym z nim.
Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Alexis de Tocqueville
I tego też trzeba uczyć dzieci. Że nie mają one tylko przywilejów. Za każdym przywilejem idzie całe mnóstwo obowiązków. I jeśli od początku będziemy tego świadomi, będzie to coś naturalnego i gwarantuję, że większość problemów związanych z późniejszym buntem dzieci odnośnie kultury nas ominie. Oczywiście – nie wszystkie. Ale na początek dobre i to.
Bardzo się cieszę, że przyszło mi żyć w czasach, kiedy powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają, jest już nieaktualne. Nie wyobrażam sobie traktować moje dzieci, jako moją własność, a nie jako oddzielną jednostkę. Uważam, że to jest piękne, kiedy można patrzeć na rodzącą się indywidualność, wyłapywać trochę swoich cech w swojej miniaturce, a zarazem dostrzegać całkiem nowe.
Wszystko w granicach – wolności i rozsądku
Na koniec zdradzę wam jeszcze mały sekret dotyczący tego, jak ja wychowuje moje dzieci. Daje im ogromną wolność i prywatność, ale w ściśle określonych ramach. Mogą czuć się pewnie i bezpiecznie, poznawać życie w sposób jaki sobie wyobrażą, wiedzą, że zawsze je wesprę. Muszą tylko wiedzieć, że takie prawa obowiązują w naszym domu. U babci zasady mogą być już inne i to też jest w porządku. Podstawą jest niekrzywdzenie innych – i dotyczy to zarówno dzieci jak i dorosłych. Traktuje moje dzieci jak istoty rozumne i liczę się z ich zdaniem. Dzięki temu wiedzą, że nawet w najtrudniejszej sprawie mogą do mnie przyjść i o wszystkim porozmawiać. Bez kłamstw, krzyków czy awantur. Wiedzą, że dostaną wsparcie. I to dla mnie właśnie jest ten szacunek do dziecka.
Na koniec małe podsumowanie:
Dziecko ma prawo być sobą. Ma prawo do popełniania błędów. Ma prawo do posiadania własnego zdania. Ma prawo do szacunku.
Nie ma dzieci – są ludzie.
JANUSZ KORCZAK
Kochajmy nasze dzieci. I siebie. Po równo. Myślę, że nic więcej dodawać nie trzeba.
“Fanaberie” Meghan Markle. Czy royalsi mają prawo do prywatności?