W najlepsze twa epoka tzw. connected cars, czyli aut wyposażonych w rozwiązania, dzięki którym smartfony i tablety można łączyć z pojazdami i korzystać z aplikacji znajdujących się w urządzeniach przenośnych za pośrednictwem pokładowego systemu infotainment. Pewnie sam/a chętnie używasz tego typu systemów… Ale czy wiesz, że to raczej one ciebie używają?
Jeśli posiadasz nowszy model auta, możesz być pewny/a, że będzie ono wyposażone w komputer i szereg systemów zabezpieczających oraz zbierających różnego typu dane o kierowcy. Jakie? Np. waga prowadzącego pojazd, wiek, numer buta…
Najnowsze systemy technologiczne znajdujące się w naszych autach gromadzą bowiem ogromne ilości danych na temat swoich właścicieli. I choć komputery czterokołowcach są przydatne, ułatwiają życie, zwiększają komfort podróży, warto mieć świadomość, co oddajemy za te wygody. Samochód wyposażony w najnowsze technologie potrafi zebrać nawet… 25 GB danych w ciągu godziny i 4 TB w ciągu całego dnia!
Takie liczby robią ogromne wrażenie, nic dziwnego, że mogą też przerazić. Jak podaje serwis branżowy rollcar.com, według najnowszych szacunków do 2030 r. dane, które trafią do producentów zaawansowanych technologicznie pojazdów, będą miały wartość ponad 750 mld dolarów. Jest to niebagatelna suma, zwłaszcza, że już na ten moment trudno jest ustalić, w jakim celu wszystkie te informacje są zbierane oraz jaka jest ich dystrybucja. W teorii nie mogą być one przekazywane stronom trzecim bez wiedzy i zgody właściciela pojazdu. Czy tak rzeczywiście jest?
USA daleko za Europą
W Unii Europejskiej “Ogólne rozporządzenie o ochronie danych” doprowadziło do wielu zmian w zakresie prywatności konsumentów. W Stanach Zjednoczonych nadal nie istnieją spójne przepisy prawa dotyczące prywatności.
Federalna Komisja Handlu (FTC) ewoluowała jako główna agencja konsumencka, która chroni konsumentów przed nieuczciwymi lub wprowadzającymi w błąd praktykami handlowymi. Ze względu na sposób działania FTC opracowano system samoregulacji. W 2014 r. prawie wszyscy producenci samochodów zgodzili się na przyjęcie proponowanych rozwiązań w zakresie obsługi danych konsumenckich.
Jednym z nich jest uzyskanie zgody klienta przed użyciem poufnych danych do celów marketingowych lub przed udostępnieniem ich FTC może sprawdzać firmy, aby upewnić się, że spełniają te obietnice. Wszystko pięknie? Niekoniecznie. Ogromnym wyzwaniem dla wszelkich przyszłych przepisów jest to, że przemysł zmienia się bardzo szybko i dynamicznie. Trudno będzie ustalić precyzyjny zestaw praw i reguł normujących to zagadnienie.
Między teorią a praktyką
Producenci samochodów oczywiście twierdzą, że przestrzegają zestawu wytycznych przyjętych w 2014 r., które zapewniają właścicielom samochodów informację i możliwość wyboru: jakie konkretnie dane są gromadzone i jak są wykorzystywane. Minimalizuje to potencjalny przechwyt poufnych danych oraz zapewnia rzetelne środki ochrony informacji. Obrońcy prywatności i konsumenci twierdzą jednak, że nie jest jasne, jak te zasady działają w praktyce i czy stosowanie się do dobrowolnych wytyczne jest wystarczające, aby rozwiązać problem.
Wszyscy mamy prawo obawiać się, że dane zbierane przez firmy produkujące samochody mogą być udostępniane organom ścigania. Kierowcy, którzy łączą swoje smartfony i inne urządzenia za pośrednictwem Bluetooth ze swoimi samochodami, często dzielą się swoimi najbardziej prywatnymi działaniami, nie mając pojęcia, że mogą one trafić w niepowołane ręce, w skrajnych przypadkach przysparzając im kłopotów.
Cartapping, czyli podsłuchiwanie wmontowane
Cartapping to nic innego jak monitorowanie aut za pomocą fabrycznie montowanych programów. Na urządzenia te zazwyczaj z chęcią się godzimy – są nam przedstawiane jako udogodnienia i rozwiązania warte swoich niemałych cen.
Systemy funkcjonujące w tzw. connected cars sprawiają, że dane na nasz temat są dostępne niemal na wyciągnięcie ręki producentów aut oraz służb. Dzięki takim rozwiązaniom udostępniamy wiedzę na temat naszej lokalizacji. Co jednak znacznie gorsze, a z czego niewielu z nas zdaje sobie chyba sprawę, wbudowane fabrycznie systemy pozwalają na podsłuchiwanie rozmów toczących się w aucie.
W 2017 r. „Forbes” udostępnił raport na temat wykorzystywania takich rozwiązań przez amerykańskie służby. Wykazał w nim, że wspomniany proceder nie jest nowością i ma miejsce w stanach już od 15 lat!
Sam termin cartapping został po raz pierwszy użyty przez Susan Brenner, profesor prawa z University of Dayton. Na swoim blogu Brenner opisuje różne przypadki praktyk określanych jako cartapping. W jej opinii służby odgórnie przyjmują, iż kierowca rezygnuje z prawa do prywatności w momencie zakupu auta wykorzystującego najnowsze technologie oparte na wifi, GPS czy GSM. Podsłuchiwanie auta bez zakładania podsłuchu oraz określanie położenia bez konieczności montażu specjalnego urządzenia znacznie ułatwia pracę agentom i innym „zainteresowanym”. Oczywiście takie procedery rodzą wiele pytań na temat praw obywatela oraz dają szerokie pole do nadużyć… Ale czy to jeszcze kogoś zaskakuje?
Sebastian Mikiel