Dzięki naświetleniu człowieka milimetrowymi falami, mogą stworzyć całkiem wyraźnie zdjęcie osoby bez ubranie. Ich wprowadzenie na lotniskach wywołało przed laty sprzeciw zarówno podróżnych, jak i organizacji zajmujących się prawami człowieka. Dziś już jesteśmy do skanowania przyzwyczajeni – czy jednak słusznie nie powinniśmy się niczego obawiać?

Body scanners mają na celu prześwietlenie ciała danej osoby, by sprawdzić, czy pod ubraniem nie ukrywa jakichś potencjalnie niebezpiecznych narzędzi. Skanery różnią się tym od spotykanych u lekarzy “rengentów”, że tworzą obraz na podstawie fal odbitych od skanowanego obiektu, te u lekarza przez ciało przenikają i tak tworzą zdjęcie. Ich głównymi zaletami są szybkość działania (wykonanie skanu trwa zaledwie 15 sekund), bezdotykowość oraz to, że są w stanie wykryć także niemetalowe elementy. Dodatkowo w przeciwieństwie do promieni rentgenowskich, fale wykorzystywane w procesie skanowania ciała nie są szkodliwe dla człowieka (a przynajmniej taka jest „oficjalna wersja”, jednak badania nad nich wciąż trwają a wyniki nie są jednoznaczne). Czy jednak tego typu urządzenie nie mają wad?Kontrowersje, kontrowersje…

Oczywiście, że mają. „Dogłębne” prześwietlanie to – jak wiadomo – bardzo duża ingerencja w prywatność człowieka. Chociaż “nagie skanery” nie tworzą dokładnego zdjęcia kontrolowanej osoby, to potrafią ze szczegółami odwzorować intymne obszary. Lotniska bronią decyzji o używaniu skanerów ciał koniecznością zapewnienia pasażerom bezpieczeństwa, jednak sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, niż się wydaje. „Nagie skanery” wcale nie są bowiem tak skuteczne w wykrywaniu potencjalnych zagrożeń, jak się je „reklamuje”.
Bezpieczeństwo, które trzeba zabezpieczać
Już w 2012 roku niejaki Jonathan Corbet udowodnił, że maszynki prześwietlające nas na lotniskach mogą być zupełnie bezużyteczne – mężczyzna zrobił to poprzez przemycenie w trakcie skanowania metalowego pudełka, które nie zostało „zauważone”. W innym teście agent amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Transportu (Travel Security Agency) wielokrotnie przeszedł przez skaner z pistoletem, który nie został wykryty. Można więc podważać racjonalność wykorzystania body scannerów na lotniskach, skoro nie spełniają one celu, do którego są przeznaczone.

Tym bardziej, że trudno jest ustalić, co dzieje się potem z wykonanymi na lotniskach zdjęciami i jak zagwarantować bezpieczeństwo ich przechowywania. Zgodnie z licznymi protestami osób prywatnych i organizacji zajmującymi się prawami człowieka, rządy poszczególnych państw wydały rozporządzenia, według których fotografie po wykonaniu nie mogą być zapisywane na dyskach i mają być usuwane zaraz po pojawieniu się na ekranie funkcjonariusza odpowiedzialnego za kontrolę. Stacje kontrolne i monitory, na których pojawiają się zdjęcia, muszą być umieszczone w osobnych pomieszczeniach. Czy jest to jednak wystarczający sposób na ich zabezpieczenie? A co w przypadku ewentualnego ataku hakerskiego?
„Nagie skanery” wciąż działają na wielu europejskich lotniskach (przepisy Unii Europejskiej pozostawiają krajom wolną rękę w ich stosowaniu) Stany Zjednoczone rezygnują z większości tych urządzeń w swoich portach. Jak myślicie – to krok w dobrą stronę?
AJ