Czwartek, dzień 5 bez social mediów. Tak naprawdę to już nic nadzwyczajnego. Na mieście trochę z politowaniem patrzę na ludzi bezmyślnie wpatrzonych w swoje ekrany. No bo po co? Przecież tyle ciekawych rzeczy się dzieje wokół, wystarczy się tylko rozejrzeć na świat offline. Ale na to trzeba mieć chwilę czasu, a jak ją znaleźć widząc tylko świat wirtualny?
Ale przyznam się Wam tak szczerze. Trochę czasu upłynęło odkąd jestem offline i mimo, że w ogólnym rozrachunku widzę wiele plusów ograniczeń social mediów, jednak czasem czegoś mi brak. I to wcale nie scrollowania czy patrzenia bezmyślnie dla zabicia czasu. Social media to była też dla mnie duża dawka wiedzy. Wiem oczywiście, że jesteśmy w internecie profilowani i wyświetlały mi się reklamy i artykuły pasujące do mnie i moich poglądów. Ale na jakiś sposób to lubiłam. Wiedziałam, że jak wejdę na pewne strony czy profile to przeczytam o sprawach właśnie takich, jakie mnie interesują. Mam też świadomość, że to często jednostronna wiedza, więc chcąc ją zgłębić zawsze mogę poszukać informacji w google’u – oczywiście trybie incognito, jeśli wierzyć zapewnieniom twórców, że faktycznie jest się tam anonimowym. Ale… czy zawsze chcę zgłębiać tę wiedzę? Jeśli czytam luźny artykuł o znakach zodiaku to niekoniecznie potrzebna mi informacja, czy na pewno jest to wiarygodne. Szczególnie jak przeczytam coś dobrego i miłego dla mnie 😉
Zakupy offline wcale nie są fajne
I właśnie tego mi trochę brakuje. Wyselekcjonowane linki od znajomych – mimo, że zabierały mi duuuużo za dużo czasu – jednak chętnie czytałam. Teraz natomiast muszę przedrzeć się przez wiele stron i portali, aby dotrzeć do ciekawych artykułów. A to wcale nie jest taka szybka robota. No i te reklamy z sukienkami i butami… Facebook znał już mój gust i często podsuwał mi piękne perełki, w które tylko klikałam i w ciągu kilku minut mogłam mieć już ciuchy zamówione, opłacone i czekać niecierpliwie (a jakże! 😉) na wiadomość z Paczkomatu. A teraz…? Przez tydzień można obejść się bez zakupów, ale co dalej? Nie wyobrażam sobie współcześnie życia bez szybkich internetowych zakupów, szczególnie, że mam w domu 4 osoby, w tym małą księżniczkę i niewiele starszego buntownika, którzy wyrastają ze wszystkiego z prędkością światła.
No, więc nieco się Wam pożaliłam na sprawy, które są dla mnie ogromnym minusem w życiu offline. I na chwilę tak – to jest fajne – ale na dłuższy czas już zupełnie nie. I mimo, że da się znaleźć inne rozwiązania na te sytuacje, a to po prostu lubię – czytanie artykułów i robienie zakupów w internecie. Również w social mediach.
Druga strona profilowania
Zastanawiam się jakie to jest przewrotne – profilowanie. Z jednej strony mówi się, że jest złe, że przez nie media społecznościowe (ale nie tylko) nami rządzą, manipulują… Ja jednak przed chwilą powiedziałam Wam, że to lubię. Bo owszem – lubię. Ale tylko w ograniczonej formie. Mam jednak świadomość jak to działa i zależy mi, abyście Wy też wiedzieli. Wszystko jest dla ludzi, ważne jest jednak, aby korzystać z tego ŚWIADOMIE. Czyli jak? Zacznijcie od filmu, o którym już wspomniałam na początku mojego eksperymentu – Social Dilemma. To bardzo wartościowy dokument, który wyjaśni Wam zasady działania social mediów i profilowania. I dopiero w momencie, kiedy wiecie o co chodzi i w jaki sposób możecie być manipulowani, można się przed tym bronić. Bo wroga trzeba najpierw poznać aby z nim walczyć, no nie?
Ostatnia prosta…
Na koniec przyznam się Wam jeszcze do jednej rzeczy… Tak po cichu cieszę się już trochę, że eksperyment powoli dobiega końca. Już jutro, w piątek wieczorem napiszę podsumowanie jak mi minął ten tydzień i jaką podjęłam decyzję – wracam do social mediów czy jednak pozostaję dalej offline. Pewnie już się trochę domyślacie, ale ja sama do końca nie wiem jeszcze co zrobię. Mam bardzo dużo do przemyślenia… A tymczasem uciekam i wracam do mojego spokojnego (no dobra, może tylko nieco spokojniejszego) życia offline.
Mam dość tego, że traktują mnie, jakbym była towarem. I to w dodatku wybrakowanym